
Słusznie albo nie, wszyscy potrzebujemy jednego – nadziei.
Słusznie albo nie, wszyscy potrzebujemy jednego – nadziei.
Aż któregoś dnia pojmujesz nagle,
że całe twoje życie jest ohydne, nie warte zachodu, jest horrorem, czarną plamą na białym polu ludzkiej egzystencji. Pewnego ranka budzisz
się z lękiem, że będziesz żyć.
-Każdy mój oddech zawdzięczam tobie.
-Nawet gdy nie było cię przy mnie, by mnie ocalić, byłeś moim powodem, by oddychać.
Jednak prawdą jest, że każdy ma swoją cenę.
Moim zdaniem za każdym nieszczęściem na tej ziemi stoi kobieta.
Powiedziała mi: Tak bardzo się boję... Zapytałem: Czego? A ona: Bo jestem tak bardzo szczęśliwa. Takie szczęście jest aż przerażające. Zapytałem ją, dlaczego tak uważa. Odpowiedziała: Bo takie szczęście przytrafia się tylko wtedy, gdy zaraz ma się coś utracić.
Lekcja: nie oddawać serca w ręce, które go nie chcą.
Była w tym okrutna ironia, że aby ocalić ludzi, trzeba zniszczyć kościół.
Koniec świata jest blisko, bo jak możemy istnieć bez drugiego człowieka.
Nigdy nie wiadomo, ile czasu ci pozostało. Psychiatria przypominała mu tu domino: całą układankę można było rozbawić jednym niewłaściwym ruchem, jednym złym dniem.
Życie nauczyło mnie nie tracić nadziei, ale też się do niej zbytnio nie przywiązywać.