
Dwudziesty pierwszy wiek - wiek singli.
Dwudziesty pierwszy wiek - wiek singli.
Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia. By zgromić wszystko to, co życiem nie jest. By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć.
Byłam rozkojarzona i zablokowana, otoczona niedopracowanymi piosenkami i niedokończoną poezją. Brnęłam i brnęłam, ale w końcu zawsze natrafiałam na mur, na moje własne wyimaginowane ograniczenia. A potem poznałam faceta, który zdradził mi swój sekret, bardzo prosty zresztą: Gdy natrafiasz na mur, rozwal go kopniakiem.
Nie można zapełnić pustki tym, co się straciło.
Powiedział to obojętnie, jakby jego słowa były spinaczami, którymi przyczepia się pranie do sznurka.
Próbując dotrzeć do źródła wiedzy,
Mało nie utonąłem w jego strumieniach,
Teraz niesiony przez nurty rzeki życia,
Docieram do oceanu mądrości.
Na tych, którzy chcą widzieć, czeka świat.
Nieważne jest w moich oczach,
czy człowiek będzie mniej,
czy więcej posiadał.
Ważne jest, czy będzie mniej, czy bardziej człowiekiem.
Muzyka zawsze będzie częścią mojego życia.
Jeśli kłujecie nas, czy nie krwawimy? Jeśli łaskoczecie nas, czy nie śmiejemy się? Jeśli trujecie nas, czy nie giniemy? a jeśli nas krzywdzicie, czy nie mamy się zemścić?
To za tę kobietę z pustką w
oczach gotów byłbym umrzeć.