
Mogą się uratować, ale śmierć i tak ich dosięgnie.
Mogą się uratować, ale śmierć i tak ich dosięgnie.
Właśnie tak musiał czuć się Kopciuszek.
Gdyby tylko, zamiast tańczyć z wdziękiem w balowej sali, był przyciśnięty do
ściany na imprezie w studenckim domu, otoczony ze wszystkich stron
przez pijanych ludzi. I, jeśli zamiast olśniewającej, szyfonowej sukni, miałby na sobie togę, którą ukradkiem naciągałby, pilnując, by istotne części ciała pozostawały zakryte. I, gdyby zamiast matki chrzestnej spełniającej każde jego życzenie, miałby nieznośną, starszą siostrę, która wmuszałaby w niego galaretkowe shoty, pakując mu je wprost do gardła. Jestem Kopciuszkiem.
Bóg dał ręce po to, aby brać.
Bo tak to już jest z modlitwami.
Są jak elektryka, wprawia w ruch różne rzeczy.
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty.
Trzeba uważać z marzeniami, bo mogą się spełnić.
Ludzkość! Jakaż ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia... kogoś innego!
Przekonałem się, że jeśli człowiek ma coś do jedzenia, dach nad głową i czystą wodę, powinien odczuwać wielką wdzięczność - zalicza się do grona najbardziej uprzywilejowanych na tym świecie.
Nie mogę sobie pozwolić na zbyt duży stres, to mi szkodzi.
Wszystko dałoby się rozwiązać, gdyby ludzie ze sobą rozmawiali. Tylko komunikowanie się za pomocą słów przynosi efekty. Milczenie rodzi milczenie, wreszcie pojawia się głucha cisza, która zalega jak beton.
Akceptacja nieakceptowalnego jest najpotężniejszym źródłem uczucia czystej wdzięczności na tym świecie.