
Kochałam go. Kochałam tak bardzo,że aż bolało.
Kochałam go. Kochałam tak bardzo,że aż bolało.
Człowiek nie ustępowałby aniołom i nie podlegałby śmierci, gdyby nie słabość wątłej jego woli.
Latające sztylety nie zabijają ludzi, pomyślała Chloe. To ludzie zabijają ludzi.
Za każdy dobry uczynek w końcu zostaniesz ukarany.
Właśnie tak musiał czuć się Kopciuszek.
Gdyby tylko, zamiast tańczyć z wdziękiem w balowej sali, był przyciśnięty do
ściany na imprezie w studenckim domu, otoczony ze wszystkich stron
przez pijanych ludzi. I, jeśli zamiast olśniewającej, szyfonowej sukni, miałby na sobie togę, którą ukradkiem naciągałby, pilnując, by istotne części ciała pozostawały zakryte. I, gdyby zamiast matki chrzestnej spełniającej każde jego życzenie, miałby nieznośną, starszą siostrę, która wmuszałaby w niego galaretkowe shoty, pakując mu je wprost do gardła. Jestem Kopciuszkiem.
Życie nie daje nam tego, co chcemy, tylko to, co dla nas ma.
Siedzę i porządkuję myśli.
Siedzę i próbuję wygładzić ostre krawędzie bólu.
Siedzę.
To tradycyjna metoda: złamał go, a potem zbudował na nowo.
Z egoistycznych powodów w pewnym sensie zapomniałeś, że tu jestem.
Trudno. Umrę trzeźwa.
Musisz wiedzieć, kiedy możesz posunąć się dalej, a kiedy się wycofać.