
Nikt mnie nie wyrywał. Nie jestem pieprzoną trawą.
Nikt mnie nie wyrywał.
Nie jestem pieprzoną trawą.
Jak łatwo przyzwyczaić się do tego, że nic nas nie łączy.
Tych spraw nigdy nie
rozumiałem i nie zrozumiem -
ile ludzie są w stanie znieść.
I już wiem, że trzeba nauczyć się odchodzić. Od ludzi. Od tego, co nas niszczy, co nam nie służy. Od miejsc przykrych i niezrównoważonych. Ale należy także dawać szanse w innych miejscach. Otwierać siebie z klucza. Przed kolejnymi sercami. Czasem po to, żeby dostać po mordzie. A czasem po to, by zaznać raju na ziemi.
Drogą wiodącą do nieba nikt nie dąży, a choć piekło nie ma bramy, wszyscy doń szturmują.
Zrozumiesz, kim jesteś dzięki temu, kim byłeś.
Życie niepostrzeżenie przecieka przez palce...
Bez bólu nie ma zdobyczy.
Bunt napotyka nieustanne zło, z którego musimy czerpać siły nowego zrywu. Człowiek może opanować w sobie wszystko, co może być opanowane, naprawić w świecie wszystko, co może być naprawione. Po czym dzieci będą nadal umierały niesprawiedliwie, nawet w doskonałym społeczeństwie. Przy największym wysiłku człowiek może zmierzać jedynie do arytmetycznego zmniejszenia cierpień świata. Ale niesprawiedliwość i cierpienie będą wciąż istniały, choćby najbardziej ograniczone, i nie przestaną być zgorszeniem. Dlaczego? Dymitra Karamazowa będzie rozlegało się nadal; sztuka i bunt umrą z ostatnim człowiekiem.
Gdy człowiek wytyka kogoś palcami,
powinien pamiętać, że pozostałe cztery
wskazują na niego samego.
Oddaliłam się z triumfującym kwikiem w duszy.