Między pocałowaniem z wielkiej miłości ...
Między pocałowaniem z wielkiej miłości a pocałowaniem z popędu krwi jest taka różnica jak między aniołem i diabłem.
Mamy chronić się nawzajem,
ale nie przed wszystkim. Nie przed prawdą. Oto co znaczy kogoś kochać, ale pozwolić mu być sobą.
Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.
Miłość jest najwyższa z cnot, bo jest jedynym źródłem szczęścia i jedyną siłą zdolną nas porwać nad wszystko, co jest niskie. Prawdziwa - jest bezinteresowna.
Miłość nie polega na tym, że kogoś patrzy się na siebie nawzajem, tylko że razem w tym samym kierunku patrzy się w przyszłość.
Tak bardzo boję się stracić coś, co kocham, że nie chcę kochać niczego.
Może moja miłość nie jest z tego świata. Gdy sobie uprzytomnię, jak straszny, jak trywialny, cyniczny, groźny jest ten świat, zastanawiam się, czy można, czy warto jeszcze na nim kochać. Chciałoby się powiedzieć, czy wypada jeszcze na nim kochać.
Nie mieli facebooka, nie mieli komórek, więc okoliczności na nich wymuszały to, że musieli być ze sobą, żeby porozmawiać, żeby się poczuć, żeby się zakochać, znienawidzić. Oni musieli się dotknąć i trochę po obcować ze sobą, no a my... my niekoniecznie już musimy.
Gdzie dochodzi do miłości przed małżeństwem, tam może dojść i do miłości pozamałżeńskiej, czyli do tragedii.
Chciałabym kogoś, kto nauczy mnie, że miłość może budować, a nie niszczyć, uskrzydlać, a nie krępować, wywoływać uśmiech, a nie łzy.
Chciałabym kogoś kto nauczy mnie, że miłość jest piękna.
Czyż akt miłosny nie jest wiecznym powtarzaniem tego samego?