Moja była już żonę poznałem kilka lat temu. Mimo że dzieliła nas spora różnica wieku, szybko się w niej zakochałem. Myślałem, że ze wzajemnością. Rzeczywistość została zweryfikowana, gdy otrzymałem diagnozę od lekarza.
Klaudia była 17 lat ode mnie młodsza. Jak ja poznałem była krótko po maturze. Nie przeszkadzało mi, ze dzieli nas taka różnica wieku. Chociaż wiele osób już wtedy mówiło mi, że popełniam błąd, angażując się w tę relację, byłem przekonany, że się mylą.
Moja była już partnerka po szkole pracowała w kawiarni. Często chodziłem tam z przyjaciółmi na kawę, ale nigdy nie miałem na tyle odwagi, żeby zaprosić ją na randkę. Po którymś razie gdy Klaudia przyniosła mi rachunek, zostawiła także swój numer telefonu i tak zaczęła się nasza historia.
Od słowa do słowa wkrótce umówiliśmy się na pierwszą randkę, a na drugiej wylądowaliśmy w łóżku. Klaudia była naprawdę piękną i mądrą dziewczyną, która wiedziała, czego chce od życia, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Jej największym marzeniem było zostanie pielęgniarką, ale po pierwszych praktykach w szpitalu szybko zmieniła zdanie i rzuciła studia, tłumacząc, że nie nadaje się do takiej pracy i do tego za takie pieniądze.
Ja nie zarabiałem źle, więc uznaliśmy, że nie ma potrzeby, aby wracała do pracy, a tym bardziej że po kilku miesiącach Klaudia zaszła w ciąże.
Zobaccz także: Kiedy zaczyna się miłość? Psycholog wyznacza etapy prawdziwej miłości!
Gdy nasz syn pojawił się na świecie, zacząłem odczuwać pierwsze objawy choroby, ale wówczas myślałem, że bóle i zawroty głowy związane były ze zmęczeniem i niewysypianiem się. Któregoś dnia straciłem przytomność i wylądowałem w szpitalu. Diagnoza była jednoznaczna – guz.
Na początku Klaudia podchodziła do sprawy optymistycznie, co mi również dawało nadzieję na to, że będzie dobrze. Któregoś dnia, gdy wróciłem do domu z synem, mojej żony już nie było. Spakowała swoje rzeczy i zniknęła, nie zostawiając po sobie nawet kartki z jednym słowem „przepraszam”.
Po kilku miesiącach Klaudia niespodziewanie pojawiła się w mieszkaniu, przynosząc papiery rozwodowe. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nawet nie zapytała o naszego syna. Zrzekła się praw do opieki nad dzieckiem pod warunkiem, że będę jej płacić 5 tys. złotych miesięcznie.
Pracuje, leczę się i wychowuje samotnie syna, wierząc w to, że wyzdrowieje. Walczę, bo wiem, że mam dla kogo żyć. Na swoją matkę liczyć już raczej nie może.