Dawniej śmierć była mi zawsze ...
Dawniej śmierć była mi zawsze tylko kimś z szerszego towarzystwa. Teraz zasiada ze mną do jednego stołu: muszę się z nią zaprzyjaźnić.
Jak strumienie i rośliny, dusze także potrzebują
deszczu, ale deszczu innego rodzaju: nadziei,
wiary, sensu istnienia. Gdy tego brak, wszystko
w duszy umiera, choć ciało nadal funkcjonuje.
Można wtedy powiedzieć:
„W tym ciele żył kiedyś człowiek”.
Wszyscy wielcy ludzie rodzą się w małych namiotach.
W jakiś nieracjonalny, wewnętrzny sposób serce i rozum mogą się wymieszać.
Moja ręka się nie podniesie. Mogę wam pokazać szramy na mojej duszy.
Ten jest najszczęśliwszy z ludzi,kto koniec życia umie powiązać z jego początkiem.
Izoldo, przyjaciółko moja, i ty, Tristanie, otoście wypili śmierć własną.
Głupcom należałoby wymyślić trudniejszy sposób rozmnażania.
Samotność to dziwna rzecz.
Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok Ciebie w ciemności. Głaszczę Cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje Ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje Cię na krok, kurczowo trzyma Cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć Cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.
Kochamy tych, którzy nas chcą.
Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem.