
Mam dość chodzenia tam, gdzie mnie pchają.
Mam dość chodzenia tam, gdzie mnie pchają.
Tęsknimy, choć nie mówimy o tym, bo przecież nie ma się czym chwalić. Myślami zbyt często wracamy do przeszłości, w której się zatracamy. Próbujemy żyć na nowo, ale wciąż mamy za sobą niedomknięte rozdziały. Nieraz już na starcie tracimy to, co mamy. Boimy się ryzyka i nie ryzykujemy. Chcemy walczyć, ale nie do końca potrafimy. Jesteśmy silni, choć tak często zbyt słabi. Niszczymy to, co kochamy, kochamy to, co niszczymy. Gubimy się, ciągle się gubimy, upadamy, przegrywamy, rozpadamy się wewnętrznie, płaczemy, śmiejemy i znów gubimy... Zdobywamy szczyty, chwilę później je tracimy. Nie wiemy jak żyć, nie wiemy komu ufać i coraz częściej brakuje nam siły. Jednak mimo wszystko nie poddajemy się, nigdy tego nie zrobimy.
Jeśli gdzieś Żyd się ukrywa i przychodzą niemieccy żandarmi, pytając, czy tu
Żyd jaki nie mieszka – któż z resztką sumienia mógłby powiedzieć, że w imię szlachetnej zasady nie-kłamania trzeba wydać człowieka katom na pewną śmierć?
I tak jechaliśmy przez stygnący zmierzch ku śmierci.
Życie to podróż, tylko że
ktoś nawalił i zgubił mapę.
Nie możesz rozstać się z własnymi wspomnieniami.
Kładła się na boku i wtulała w Jacka jak perła w muszlę.
Była ideałem. Jej jedyną wadą był brak odwagi i wiary, mimo ciągłych modlitw.
W większości wypadków
im dziwniejsza wydaje się sprawa, tym banalniejsze rozwiązanie.
Ja się nie zmieniłam, wciąż jestem taka sama, ale nie chodzę już tam, gdzie mnie nie chcą, nie dzwonię do tych, którzy nie odbierają, nie piszę do tych, którzy mi nie odpowiadają i odchodzę z miejsc, gdzie nie jestem mile widziana.
Czasem fajnie byłoby usłyszeć "Dobrze, że jesteś"