
Nigdy nie mów „nigdy”.
Nigdy nie mów „nigdy”.
Jest we mnie coś, co nie do końca odpowiada ogólnie przyjętym normom, zasadzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne.
Słowa nie są sensem czy źródłem są echem - iluzjoniści przedstawiają to zgoła inaczej.
To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie.
Istnieją takie miejsca, które trzeba i można oglądać jedynie w ciemnościach.
Los stawia przed nami zadania na miarę naszych możliwości.
Chcę drinka. Chcę pięćdziesiąt drinków. Chcę butelkę najczystszego, najmocniejszego, najbardziej niszczycielskiego najbardziej trującego alkoholu na Ziemi.Chcę pięćdziesiąt butelek. Chce cracku, brudnego i żółtego i wypełnionego formaldehydem. Chcę kopę metamfy w proszku, pięćset kwasów, worek grzybków, tubę kleju większą od ciężarówki, basen benzyn tak duży, żeby się w nim utopić.Chcę czegoś wszystkiego czegokolwiek jakkolwiek ile tylko się da by zapomnieć.
W końcu to nie zmiany
łamią człowiekowi serce, tylko to, co dobrze znane.
Powieść kończy się wtedy, kiedy pisarz nie wie, co będzie dalej.
Zaakceptować znaczy zrezygnować.
Nadzieja - to słowo, które wstaje z nami
co rano, w ciągu dnia zostaje zranione
i umiera w nocy, by o świcie znów się odrodzić.