Rośnie liczba protestów wyborczych, a razem z nią zainteresowanie możliwością ponownego przeliczenia wszystkich głosów. — Prawo wyborcze nie zna takiej instytucji — przypomina w rozmowie z money.pl prof. Krzysztof Wiak, prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Wyjaśnia, że nawet jeśli zarzucane błędy będą dotyczyć kilkuset komisji, „nie ma podstaw do weryfikowania prac ponad 31 tys. komisji w całym kraju”.
- Będzie ponowne liczenie głosów w wyborach?
- Nie będzie krajowego przeliczenia głosów
- Jak wygląda procedura protestów wyborczych?
- Termin upływa 2 lipca – co dalej z protestami?
- Masowe protesty bez konkretów?
Będzie ponowne liczenie głosów w wyborach?
Po tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego w Polsce zanotowano niespotykaną dotąd liczbę protestów wyborczych. Do 20 czerwca Sąd Najwyższy otrzymał aż 27 340 oficjalnych zgłoszeń, a kolejne 18 tysięcy czeka na rozpatrzenie. W związku z rosnącym napięciem społecznym głos zabrał prof. Krzysztof Wiak, prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym. W rozmowie z Money.pl jednoznacznie zaznaczył, że nie ma prawnych możliwości przeprowadzenia ponownego przeliczenia głosów w skali całego kraju.
Nie będzie krajowego przeliczenia głosów
Prof. Wiak podkreślił, że obowiązujące przepisy nie przewidują scenariusza, w którym całościowe przeliczenie głosów mogłoby się odbyć. Jak wyjaśnił, brak jest jakiejkolwiek normy prawnej — czy to w Kodeksie wyborczym, czy w innych aktach legislacyjnych — która pozwalałaby Sądowi Najwyższemu na podjęcie takiej decyzji. Oznacza to, że nawet masowy napływ protestów nie wystarczy, by uruchomić mechanizm powtórnego liczenia głosów w całej Polsce.
Możliwość taka istnieje wyłącznie w odniesieniu do pojedynczych obwodowych komisji wyborczych i tylko w sytuacjach, gdy zgłoszono tam konkretne, udokumentowane nieprawidłowości. Inaczej mówiąc — ogólnokrajowe liczenie „na wszelki wypadek” nie wchodzi w grę.
Jak wygląda procedura protestów wyborczych?
Zgodnie z obowiązującym prawem, każdy protest musi być rozpatrywany indywidualnie. Ocenie podlega zarówno jego poprawność formalna, jak i merytoryczna treść. Dopiero jeśli w zgłoszeniu znajdują się precyzyjne zarzuty, potwierdzone dowodami, możliwe jest podjęcie decyzji o ponownym przeliczeniu głosów w danym obwodzie wyborczym.
Sąd Najwyższy już rozpoczął analizę części zgłoszeń. Jak poinformowano, oględziny kart do głosowania przeprowadzono w kilkunastu komisjach, w tym m.in. w Krakowie, Gdańsku, Katowicach, Białymstoku i Tarnowie. Celem tych działań jest sprawdzenie, czy ewentualne nieprawidłowości mogły mieć realny wpływ na wyniki w poszczególnych lokalizacjach.
Termin upływa 2 lipca – co dalej z protestami?
Na rozpatrzenie wszystkich protestów wyborczych Sąd Najwyższy ma maksymalnie 30 dni od momentu ogłoszenia wyników przez Państwową Komisję Wyborczą. Ostateczne orzeczenie dotyczące ważności wyborów musi więc zapaść najpóźniej do 2 lipca 2025 roku. Prof. Wiak zaznaczył, że choć społeczne emocje są zrozumiałe, instytucje państwowe muszą działać w granicach obowiązującego prawa. Jak dodał: "Nie możemy pozwolić sobie na działania prewencyjne, które podważyłyby zaufanie do tysięcy członków komisji i obserwatorów".
Masowe protesty bez konkretów?
Według relacji prezesa SN, większość zgłoszonych protestów opiera się na identycznych wzorcach i nie zawiera konkretnych zarzutów. Brak szczegółowych informacji i dowodów sprawia, że takie zgłoszenia nie mogą stanowić podstawy do poważniejszych działań. Sąd Najwyższy przypomina, że procedury są jasno określone i nie przewidują zbiorowych decyzji bazujących na ogólnikowych podejrzeniach.