„Musimy opuścić Tajlandię!” – dramat rodziny Clarke. Co wydarzyło się na rajskiej wyspie?

Rodzina Clarke, która kilka lat temu podbiła serca Polaków historią narodzin pięcioraczków, przeżywa obecnie bardzo trudne chwile. Choć przeprowadzka do Tajlandii miała być dla nich nowym początkiem, dziś Dominika i Vincent Clarke przyznają z bólem: muszą opuścić kraj, który miał być ich bezpieczną przystanią.

Od cudu narodzin do medialnej gorączki

Dominika i Vincent Clarke, polsko-brytyjskie małżeństwo, zyskali popularność w 2023 roku, gdy na świat przyszły ich pięcioraczki – wydarzenie bez precedensu w Polsce. Ich historia natychmiast obiegła media, a internauci uznali rodzinę za symbol siły, miłości i odwagi.

Niestety, szczęście nie trwało długo – jedno z nowo narodzonych dzieci zmarło zaledwie kilka dni po porodzie. Pomimo bólu i trudności, Clarke’owie starali się zachować optymizm i dzielili się swoim życiem w sieci. Z czasem jednak popularność zaczęła mieć także swoją ciemną stronę – fala hejtu i negatywnych komentarzy narastała z miesiąca na miesiąc.

Zdjęcie „Musimy opuścić Tajlandię!” – dramat rodziny Clarke. Co wydarzyło się na rajskiej wyspie? #1

Ucieczka do raju – nowy start w Tajlandii

Zmęczeni presją mediów i internetową nagonką, Clarke’owie zdecydowali się na wyjazd do Tajlandii. Chcieli dać dzieciom spokojniejsze życie, z dala od błysków fleszy i opinii publicznej. Wybrali wyspę Koh Lanta, gdzie przez ostatni rok budowali nową codzienność.

Jak podkreślała Dominika, tropikalny klimat miał pozytywny wpływ na zdrowie dzieci, a niższe koszty utrzymania pozwoliły im skupić się na rodzinie. – „Nie chcemy luksusów, tylko spokoju” – mówiła w jednym z nagrań.

Ich dom kosztował mniej niż miesięczny wynajem w Polsce, a Clarke’owie starali się żyć skromnie, finansując się z pracy online i oszczędności. Nadal też próbowali sprzedać swoją willę na Podkarpaciu, wartą ponad 2 miliony złotych.

Policja w domu Clarke’ów. „Sprawdzali wszystkie pokoje”

Sielankowy obraz życia w Azji runął 7 października, gdy w domu rodziny pojawiła się policja. Funkcjonariusze skontrolowali dokumenty wszystkich członków rodziny, paszporty i pozwolenia na pracę.

– „Przepatrzyli wszystkie dokumenty, zaglądali do każdego pokoju, jakby sprawdzali, czy nie ukrywamy dzieci” – relacjonowała przerażona Dominika.

Wkrótce okazało się, że wiza 15-letniego syna Filipa wygasa, co oznacza, że rodzina musi natychmiast opuścić Tajlandię, by uregulować formalności związane z dalszym pobytem.

Policjanci ostrzegli ich, że jeśli przekroczą termin, mogą grozić im wysokie kary finansowe lub deportacja.

Fala hejtu i dramatyczny apel matki

Na dramat Clarke’ów nałożył się jeszcze inny problem – zorganizowana kampania nienawiści, o której Dominika mówi publicznie od miesięcy. Według niej, pewna kobieta – nazywana „panną N” – miała wysyłać do instytucji państwowych donosy, w których oskarżała rodzinę o zaniedbania wobec dzieci.

– „Nie mam już sił, by to ciągnąć dalej. Wygrałaś. Zniszczyłaś moją radość i chęć walki. Czekam, aż przyjadą i zabiorą mi dzieci” – napisała w poruszającym poście.

Sprawą zainteresował się nawet Rzecznik Praw Dziecka, który skontaktował się z rodziną w celu wyjaśnienia sytuacji.

Clarke’owie pakują walizki. „To nie koniec naszej historii”

Choć Clarke’owie muszą opuścić Tajlandię, nie zamierzają się poddawać.

– „To tylko chwilowa przeszkoda. Chcemy wrócić, gdy wszystko się ureguluje” – mówi Dominika.

Ich historia, pełna wzlotów i upadków, pokazuje, że nawet w świecie mediów społecznościowych za pięknymi obrazkami często kryje się walka o przetrwanie. Dla rodziny Clarke to kolejny trudny etap, ale jak zawsze – z nadzieją patrzą w przyszłość.

źródło zdjęcia: Instagram

Udostępnij: