"365 dni: Ten dzień" okazał się być jeszcze gorszy, niż można było przypuszczać. Jednak - delikatnie mówiąc - niepochlebne recenzje nie ugasiły chęci widzów do obejrzenia tej produkcji. "Hit" Netflixa na podstawie powieści Blanki Lipińskiej stał się najpopularniejszym filmem w kilkudziesięciu państwach, w tym oczywiście w Polsce.
Jaki jest fenomen filmu?
Właściwie bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Produkcja wciąż utrzymuje się na najwyższych pozycjach wśród najchętniej oglądanych filmów, mimo ocen na Filmweb wynoszących: 1.2/10 - opinia krytyków, 2.1/10 - opinie widzów. Opinie o drugiej części przypominają część pierwszą – równie skrytykowaną od góry do dołu. W agregatorze Rotten Tomatoes obie odsłony mają okrągłe 0% pozytywnych opinii. To oczywiście – nie bez powodu - było do przewidzenia.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jedynie przystojni aktorzy i piękne aktorki zachęcają do obejrzenia tego filmu. Najnowsza produkcja platformy została - zarówno przez krytyków, jak i widzów - napiętnowana, a ich słowa nie pozostawiły na filmie suchej nitki.
Już sam początek historii nie jest górnolotny - piękna Polka zostaje porwana przez włoskiego mafiozę w celu spełnienia seksualnych fantazji.
Film jest naszpikowany mnóstwem scen erotycznych, czego efektem około godzina oglądania scen istnie pornograficznych. Co ciekawe, nie tylko między nowożeńcami - w akcji widzimy również przyjaciółkę głównej bohaterki z nowo poznanym partnerem, a także pannę młodą marzącą o przystojnym ogrodniku.
O czym właściwie jest film?
Nieskomplikowana fabuła jest rzuca się w oczy niemal tak samo, jak multum scen erotycznych. Zły brat bliźniak głównego bohatera, machina zemsty uruchomiona przez jego byłą, a także dwie zwaśnione ze względu na konflikt interesów mafijne rodziny. Tajemnice skrywane przed małżonką, konkurenci z Hiszpanii i tragiczne w skutkach nieporozumienia. Szereg wątków w całość próbuje połączyć reżyserka Barbara Białowąs.
A Wy? Jakie macie zdanie na temat nowego hitu Netflixa opartego na polskiej powieści?
NB