Czy wyobrażacie sobie, że zwykłe przyniesienie obiadu mężowi do pracy mogłoby kosztować aż 60 tysięcy złotych? Dla pewnej mieszkanki Warszawy to nie był żart, lecz rzeczywistość. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zażądał od niej zwrotu gigantycznej kwoty zasiłku chorobowego. Powód? Kobieta przebywająca na L4 kilka razy w tygodniu zanosiła mężowi domowy posiłek do pracy oddalonej zaledwie o 200 metrów od ich mieszkania.
- Obiad, który mógł zrujnować życie
- Prawnik: „Ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu”
- Sąd nie miał wątpliwości – decyzja ZUS uchylona
- Zwolnienie lekarskie to nie kara
- Stanowisko ZUS – lakoniczne i wymijające
- Najbardziej absurdalna wygrana?
Obiad, który mógł zrujnować życie
ZUS uznał, że tym samym naruszyła zasady zwolnienia lekarskiego i postanowił odebrać jej świadczenie. Sprawa szybko trafiła do sądu, gdzie wydarzyło się coś, co adwokat prowadzący określił mianem „najbardziej absurdalnej wygranej w karierze”.
Prawnik: „Ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu”
Adwokat dr Grzegorz Ilnicki, który reprezentował kobietę, podzielił się historią w mediach społecznościowych. Jak podkreślił, ZUS wcale nie zarzucał jego klientce pracy zarobkowej czy urlopu w egzotycznym kraju. Problemem okazało się wyłącznie kilkanaście wizyt w miejscu pracy męża, podczas których kobieta jadła wspólnie z nim posiłek.
„Nie wyobrażałem sobie innego wyroku. Ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu, a jednak ZUS doprowadził do procesu” – napisał prawnik.
Co więcej, w trakcie całego postępowania nikt z przedstawicieli ZUS nie pojawił się na sali rozpraw, mimo że chodziło o ogromne pieniądze.
Sąd nie miał wątpliwości – decyzja ZUS uchylona
Sąd pracy i ubezpieczeń społecznych w Warszawie jednoznacznie uchylił decyzję ZUS, uznając ją za kompletnie bezzasadną. Jak wskazano, zwolnienie lekarskie nie jest równoznaczne z więzieniem, a pacjenci mają prawo do normalnej aktywności życiowej, o ile ta nie wpływa negatywnie na proces leczenia.
Kobieta nie nadużyła więc swoich praw – jedynie kilkanaście razy odwiedziła męża w pracy, przynosząc mu przygotowany posiłek.
Co ciekawe, sąd zobowiązał ZUS nie tylko do cofnięcia swojej decyzji, ale także do pokrycia kosztów procesu.
Zwolnienie lekarskie to nie kara
Adwokat Ilnicki podkreślił, że pracownicy na L4 często spotykają się z absurdalnymi interpretacjami przepisów.
„Chorując, mamy prawo do spaceru, wyjścia na świeże powietrze czy spotkania z bliskimi. W wielu przypadkach – zwłaszcza w leczeniu depresji – takie aktywności są wręcz wskazane” – tłumaczył.
Jego zdaniem problemem jest fakt, że ZUS bardzo często odmawia Polakom należnych świadczeń, zmuszając ich do wieloletnich batalii sądowych. To prowadzi do przeciążenia sądów i absurdalnych spraw, takich jak ta.
Stanowisko ZUS – lakoniczne i wymijające
Zapytany o komentarz, Zakład Ubezpieczeń Społecznych odpowiedział jedynie, że nie komentuje wyroków sądów i każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie. Dodano także, że decyzje ZUS zawsze można zaskarżyć, a prawomocny wyrok sądu jest wiążący dla obu stron.
Najbardziej absurdalna wygrana?
Historia tej kobiety jest dowodem na to, że w Polsce można trafić do sądu nawet za… przynoszenie obiadu. Choć sprawa zakończyła się pomyślnie dla ubezpieczonej, pokazuje szerszy problem: urzędniczą nadgorliwość i niejasne interpretacje prawa, które potrafią wpędzić zwykłych obywateli w ogromne problemy.
Jak podsumował mecenas Ilnicki:
„Zwolnienie lekarskie to nie więzienie. Pacjenci mają prawo żyć, nawet jeśli chorują. A absurdalne decyzje ZUS tylko marnują czas, pieniądze i energię wszystkich stron”.
źródło zdjęcia: Canva