W miniony weekend, w nocy z piątku na sobotę, na ulicach Krakowa miało miejsce tragiczne zdarzenie, w wyniku którego zginęły cztery osoby, w tym syn Sylwii Peretti, gwiazdy programu reality-show "Królowe życia". Strażak, który był obecny na miejscu wypadku, był zszokowany widokiem tej tragedii.
Nie żyje syn Sylwii Peretti
Wypadek syna Sylwii Peretti stał się głównym tematem mediów od kilku dni. Nocą z 14 na 15 lipca w Krakowie doszło do tragedii, w której jednym z czterech ofiar był syn Sylwii Peretti, bohaterki programu "Królowe życia".
Zaledwie kilka godzin po wypadku, smutne wieści potwierdził menadżer gwiazdy reality-show. Według jego informacji, syn Peretti i właściciel żółtego Renault Megane był pasażerem pojazdu. Policja zdementowała jednak te doniesienia, przekazując najprawdopodobniej to właśnie Patryk kierował samochodem.
Wypadek miał miejsce około godziny 3 nad ranem w okolicy skrzyżowania z ulicą Zwierzyniecką. Jak wiadac na nagraniach udstenionych przez policje, kierujący Renault Megane jadac aleją Krasińskiego w kierunku mostu Dębnickiego stracił panowanie nad pojazdem. Po przejechaniu przez skrzyżowanie przed mostem, zjechał na lewą stronę drogi, kolidując z sygnalizacją świetlną oraz lampą oświetlenia ulicznego. Następnie samochód dachował i zjechał po schodach na bulwar Czerwieński, gdzie uderzył w betonowy murek otaczający ścieżkę pieszo-rowerową. Smierc na miejscu poniosło czterech młodych mezczyn w wieku od 20 do 24 lat.
Szczegółowe okoliczności tej tragedii wciąż są ustalane, ale wstępne informacje sugerują, że kierowca przekroczył dozwoloną prędkość (miał jechać nawet 120 km/h w terenie zabudowanym) i utracił panowanie nad pojazdem.
Strażak o wypadku syna Peretti
Młodszy kapitan Hubert Ciepły, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie, opowiedział o tragicznym wypadku, który miał miejsce w Krakowie. Po otrzymaniu zgłoszenia, że z rozbitego pojazdu nikt nie wychodzi, policja i straż pożarna natychmiast udali się na miejsce zdarzenia.
Po przybyciu okazało się, że w samochodzie znajdowały się cztery młode osoby, które niestety straciły życie na miejscu. Kapitan Hubert Ciepły podkreślił w rozmowie z Wirtualną Polską, że skala tej tragedii była przerażająca. Pomoc w wypadkach drogowych jest codziennym zadaniem dla strażaków, ale ten konkretny incydent był wyjątkowo tragiczny.
To się zdarza naprawdę rzadko, że na miejscu giną cztery osoby. Widziałem niejeden poważny wypadek, ale w tej skali w trakcie mojej zmiany jeszcze nie. Dla każdego z ratowników na miejscu to jest silne przeżycie. Ale to może spotkać każdego, gdziekolwiek w Polsce – przekazał strażak