Islandia, kraj znany z niezwykłych krajobrazów, gejzerów i gorących źródeł, ponownie stała się miejscem, gdzie oczy świata zwrócone są w jednym kierunku, na żywioł, który budzi respekt i fascynację jednocześnie. W środę, 16 lipca, wybuchł jeden z aktywnych wulkanów na półwyspie Reykjanes. Choć podobne zjawiska nie są tu rzadkością, tym razem erupcja przyszła bez ostrzeżenia, zaskakując mieszkańców i turystów przebywających w rejonie.
Islandia, wyspa ognia i lodu, po raz kolejny przypomniała światu o swojej niezwykłej, ale również nieprzewidywalnej naturze. W środę, 16 lipca, doszło tam do kolejnej erupcji wulkanicznej, tym razem aktywny stał się Sundhnúkur, położony na południowo-zachodnim wybrzeżu kraju. Choć skala erupcji nie była największa, widok buchającej lawy i otwartej szczeliny o długości ponad 700 metrów zrobił ogromne wrażenie, zarówno na mieszkańcach, jak i turystach.
To już dwunasta taka erupcja w tym rejonie od 2021 roku, co wyraźnie pokazuje, że aktywność wulkaniczna na półwyspie Reykjanes wchodzi w długofalową fazę. Naukowcy nie wykluczają, że podobne zjawiska będą występować w tej części wyspy nawet przez kolejne dekady.
Z informacji przekazanych przez Islandzkie Biuro Meteorologiczne wynika, że erupcja pojawiła się niespodziewanie, bez wcześniejszych sygnałów ostrzegawczych, takich jak wstrząsy czy podwyższona aktywność sejsmiczna. Wulkan otworzył długą, prawie kilometrową szczelinę, z której gwałtownie zaczęła wypływać lawa o intensywnie pomarańczowym zabarwieniu.
Chociaż zjawisko robi ogromne wrażenie wizualne i przyciąga uwagę mediów z całego świata, eksperci zapewniają, że erupcja nie stwarza bezpośredniego zagrożenia dla infrastruktury. Lawa kieruje się głównie na tereny niezamieszkane, a tempo jej przesuwania się nie jest szybkie.
Ewakuacja znanych miejsc
Zaraz po rozpoczęciu erupcji, islandzkie służby ogłosiły czerwony alarm, co wiąże się z podjęciem natychmiastowych działań ochronnych. Ewakuowano luksusowe spa Blue Lagoon, będące jednym z najbardziej znanych obiektów turystycznych w kraju, a także okolice miejscowości Grindavík, osady, która już wcześniej zmagała się z konsekwencjami erupcji wulkanicznych.
Większość mieszkańców Grindavíku opuściła swoje domy po wcześniejszych wybuchach, dlatego tym razem ewakuacja przebiegła szybko i sprawnie. Turyści przebywający w okolicy zostali bezpiecznie przetransportowani poza strefę ryzyka.
Choć sytuacja na miejscu była dynamiczna, ruch lotniczy na Islandii nie został zakłócony. Porty lotnicze w Keflavíku i Reykjaviku funkcjonują normalnie, co jest dobrą wiadomością dla podróżnych.
Choć aktywność wulkaniczna na Reykjanes może trwać jeszcze dekady lub wieki, to nadal nie zanotowano erupcji, które stanowiłyby realne zagrożenie dla Reykjaviku czy lotów.
Mimo to władze ostrzegają mieszkańców przed możliwym pogorszeniem jakości powietrza, szczególnie w osadach położonych najbliżej epicentrum. W atmosferze mogą pojawić się gazy wulkaniczne oraz drobny pył, który w większym stężeniu może być szkodliwy dla zdrowia, szczególnie u osób z problemami układu oddechowego.
Wulkaniczna lawa kieruje się głównie w stronę południową i wschodnią, co minimalizuje ryzyko zniszczeń dla zabudowań. Jednak według geologów z Islandii, to jeszcze nie koniec. Sundhnúkur i inne wulkany w tej części wyspy mogą dawać o sobie znać regularnie w najbliższych latach.
Specjaliści wskazują, że cała aktywność sejsmiczna regionu wpisuje się w naturalny cykl geologiczny wyspy, który może trwać nawet kilkadziesiąt lat. Oznacza to, że zarówno mieszkańcy Islandii, jak i odwiedzający ją turyści, muszą nauczyć się żyć z aktywnym zagrożeniem w tle, choć państwo od dawna jest doskonale przygotowane na tego typu sytuacje.
Zobacz także: Nagłe trzęsienie ziemi w popularnym kierunku wakacyjnym. Turyści przestraszeni
źródło zdjęć: Canva