Ocalał z katastrofy “Heweliusza”. To uratowało mu życie!

Cztery godziny w lodowatej wodzie, śmiertelny sztorm i walka nie tylko z żywiołem, ale i z własnym ciałem – to właśnie przeżył Janusz Lamek, jeden z zaledwie dziewięciu ocalałych z katastrofy promu „Jan Heweliusz”. Choć w serialu Jana Holoubka nie pojawia się z imienia i nazwiska, jego historia mówi więcej niż jakakolwiek fikcja – to opowieść o determinacji, nadziei i niepojętej sile przetrwania.

14 stycznia 1993 roku zapisze się na zawsze jako data jednej z najtragiczniejszych katastrof morskich w polskiej historii. Prom „Jan Heweliusz”, zmierzający ze Świnoujścia do Ystad, został złapany przez sztorm o sile 12 stopni w skali Beauforta. W okolicach niemieckiej wyspy Rugia, statek przewrócił się do góry dnem wczesnym rankiem, około godziny 5.

Zginęło 56 osób, w tym wszyscy pasażerowie. Przeżyło jedynie dziewięciu członków załogi – wśród nich mechanik Janusz Lamek.

Dla Lamka, doświadczonego marynarza, początek rejsu nie zapowiadał tragedii. Po zakończonej wachcie chciał odpocząć w swojej kabinie. Jak wspomina:

(…) Zszedłem z wachty o godzinie 24 i miałem o godzinie 6 wachtę wprowadzenia promu do portu w Ystad. (…) Poszedłem do kabiny swojej, próbując zasnąć i wypocząć przed swoją wachtą. Po wyjściu z główek portu w Świnoujściu na początku wszystko było ok, a później nagle zaczął się sztorm.

Lamek nie panikował – miał za sobą lata służby na oceanach, gdzie podobne zjawiska nie należały do rzadkości.

Pięć lat już pływałem na dalekich trasach, na oceanach, więc sztorm jak sztorm. Nie było to dla mnie jakieś zagrożenie, aczkolwiek te przechyły były tak duże i tak duże było bujanie statku, że wszystkie przedmioty, które luźno stały w kabinie (…), znalazły swoje miejsce, żeby gdzieś tam utkwić. Ja z łóżka przeniosłem się na kanapę, taką, która jest w poprzek statku, żeby wypocząć (…) przed rozpoczęciem pracy.

Alarm, który zmienił wszystko

Gdy zabrzmiał sygnał ratunkowy i głos kapitana Andrzeja Ułasiewicza nadającego „mayday, mayday”, Lamek poczuł, że to już nie jest zwykły sztorm.

Aż dreszcze przeszły. Wtedy człowiek zaczął się ewakuować.

Tratwa ratunkowa – zimna pułapka życia

Bez ochronnego kombinezonu, w samych dżinsach, kurtce zimowej i butach, Lamek trafił do tratwy ratunkowej. Woda nieustannie przelewała się do środka, a każdy moment groził utratą przytomności z powodu hipotermii.

Właściwie w lodowatej wodzie, bo mimo że udało mi się dostać do tratwy ratunkowej i tam z innymi rozbitkami czekać na pomoc, to jednak cały czas się ta zimna woda przelewała – mówił, dodając, że nie zdążył założyć kombinezonu ratunkowego, którzy trzymałby ciepło ciała. – Miałem tylko na gołe nogi buty, dżinsy i kurtkę zimową.

Myśl, która nie pozwoliła umrzeć

Lamek przyznaje, że jedynym, co trzymało go przy życiu, była świadomość, że jego żona czeka na niego… w ciąży. Ta osobista motywacja okazała się silniejsza niż chłód, strach i zmęczenie.

Kapitan ją wzywał, także miałem nadzieję i przyszła ta pomoc. Aczkolwiek miałem momenty w trawie, że zasypiałem, bo organizm był tak wyziębiony, że chciało się zasnąć. Ale wiedząc, że jeżeli zasnę, to już zasnę na wieki, jakoś się podrywałem, że muszę to przeczekać. Tym bardziej, że miałem bardzo osobisty powód, a mianowicie moja żona była w tamtym czasie w ciąży (…) i mówiłem: “muszę przetrwać, żeby zobaczyć dziecko.

Oczy, których nie da się zapomnieć

Do dziś Lamek wspomina dramatyczne sceny, które odcisnęły się w jego pamięci na zawsze. Jedna z nich dotyczyła najmłodszego członka załogi, który zginął… w dniu swoich urodzin.

Motorzysta (…) najmłodszy z załogi (…), który stał za relingiem, czyli za barierką, która jest dookoła statku, żeby nikt nie wypadł, ale on stał za nią, trzymał i – jeszcze pamiętam te jego oczy – rzucił się w kipiel, bo morze było strasznie wzburzone. Tam trudno było nawet oddychać, bo powietrze było nasycone woda morską – od wiatru (…). I on wskoczył tam. To pamiętam. Te przerażone oczy. Później jeszcze zobaczyłem, bo to było 14 stycznia, że to był jego dzień urodzin.

32 lata później – rana, która nie chce się zabliźnić

Choć minęły ponad trzy dekady, Lamek nie jest w stanie zapomnieć. Obrazy tamtej nocy towarzyszą mu każdego dnia.

Mimo że minęły 32 lata, ta tragedia cały czas w człowieku tkwi. Cały czas człowiek ma przed sobą obrazy, które pewnie będą do końca życia. (…) Jak to się mówi, czas leczy rany i tak jest.

„Heweliusz” – serial zainspirowany prawdziwą tragedią

Serial „Heweliusz” autorstwa Jana Holoubka opowiada o tragedii, mieszając fikcję z faktami. Choć nie wszystkie postaci są autentyczne, historie takie jak ta Janusza Lamka nadają produkcji emocjonalną głębię i realizm, którego nie da się wyreżyserować.

Źródło zdjęć: Plakat Netlix/ Screen You Tube Polskie Radio

Udostępnij: