Dorota Gardias jakiś czas temu poinformowała media o tym, że zmaga się z nowotworem piersi. Pogodynka rozpoczęła wówczas zaciętę walkę o swoje życie. Na szczęście z wojny wyszła zwycięsko, jednak to, co przeżyła bardzo odbiło się na jej psychice.
Choroba Doroty Gardias
W rozmowie z Beatą Nowicką z Vivy, prezenterka opowiedziała o tym, jak dowiedziała się o chorobie i co wówczas czuła.
Gardias przyznała, że, gdy dowiedziała się o chorobie była zaskoczona i zdruzgotana. Pierwsze o czym wówczas pomyślała to o swojej córce Hani. Lekarka Doroty jednak uspakajała ją mówiąc, że wszystko będzie dobrze:
Kiedy się dowiedziałam, wcisnęło mnie w fotel. Nowotwór?! Ale jak to?! Pierwsza myśl: Co z Hanią?! Panika, płacz, przerażenie. Pani doktor, u której się leczyłam, powiedziała: „Uspokój się. Uwierz mi, przychodzą tu pacjentki, którym pozostało kilka miesięcy życia. Twoja sytuacja jest inna. Niedobrze, że tak długo z tym chodziłaś, że pierwszy lekarz to zbagatelizował, ale na szczęście wciąż jest to rodzaj nowotworu do opanowania. Będzie dobrze”.
Na szczęście Dorocie udało się wygrać z rakiem, jednak, gdy było już po wszystkim, pogodynka zmagała się z załamaniem nerwowym.
Przyjęłam do wiadomości, że będzie dobrze. Od razu się spionizowałam. Powiedziałam tylko kilku osobom. Podeszłam do choroby zadaniowo. Była operacja, wszystko poszło, jak trzeba, a potem… przeżyłam miesiąc kompletnego załamania. Byłam tak bojowo nastawiona, taka walcząca, że jak już było po wszystkim, puściły mi nerwy. Zareagowała moja psychika i ja sobie na to pozwoliłam. Pierś była pokrojona, boląca, sina. Takie namacalne świadectwo choroby ma ogromne znaczenie. Gdybym stłumiła te emocje, wcześniej czy później wybuchłyby z większą siłą. To kolejna wielka nauka – pozwólmy sobie na emocje. Nie zawsze musimy być z tytanu. Żałoba, żal, smutek – to wszystko są części życia. Im szybciej dasz im ujście, tym szybciej staniesz na nogi. Wezmą, co swoje, i pójdą własną drogą.
ZOBACZ TAKŻE: Dawid Ogrodnik był molestowany
Dorota zwróciła się do kobiet, aby się badały, a każdą diagnozę konsultowały z innym specjalistą. Sama przyznała, że mimo iż badała się regularnie, lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku:
Żeby zawsze skonsultowały diagnozę u innego specjalisty. Przecież ja byłam u lekarza, ale stwierdził, że nic złego się nie dzieje. Zaufałam mu, bo powiedział to specjalista. Pierś po ponad roku sama wysłała mi sygnał, że dzieje się coś niedobrego. Powiedziałam o tym Magdzie, która natychmiast kazała mi iść do innego lekarza. Wiemy, jak to się skończyło. Miałam żal do tamtego lekarza, że zlekceważył pierwsze objawy, ale potraktowałam to jako lekcję. Od tej pory zawsze będę sprawdzać diagnozy, bo zdrowie mamy jedno. A lekarzy wielu…