Temat finansów w zakonach rzadko przebija się do opinii publicznej. Teraz głośno zrobiło się o wypowiedzi Joanny – byłej siostry zakonnej, która po ośmiu latach opuściła zgromadzenie i zaczęła mówić o swojej przeszłości w mediach społecznościowych. Na TikToku opowiedziała, jak wyglądała codzienność związana z pieniędzmi w klasztorze i ile faktycznie dostawała do własnej dyspozycji.
Nie jest tajemnicą, że co roku w Polsce i na świecie część księży oraz sióstr zakonnych rezygnuje z życia w zgromadzeniu. Zdarza się to nawet w zakonach z wieloletnią tradycją. Statystyki nie są szeroko nagłaśniane, ale zarówno w męskich, jak i żeńskich wspólnotach co roku odchodzi kilkadziesiąt osób. Powody bywają różne – od utraty poczucia powołania, przez wypalenie duchowe, kryzys wiary, po konflikty wewnętrzne i trudności w dostosowaniu się do reguły życia.
Niektórych zniechęca rygorystyczny plan dnia, inni nie potrafią odnaleźć się w hierarchicznej strukturze. Bywa też, że decydującym czynnikiem są sprawy osobiste: chęć założenia rodziny, problemy zdrowotne czy konieczność opieki nad bliskimi. Zdarza się również, że odejście przyspieszają kwestie finansowe, które dla wielu spoza wspólnoty pozostają kompletną tajemnicą.
Właśnie o tym postanowiła opowiedzieć Joanna, była siostra zakonna, która spędziła w zgromadzeniu osiem lat.
Ile zarabiają zakonnice?
Dziś Joanna prowadzi na TikToku profil „Wirtualna Katechetka”, gdzie opowiada o swoim życiu zakonnym, wierze oraz doświadczeniach, których nie widać na zewnątrz. Jej relacje są szczere, często poruszające i wywołują dyskusje. W jednym z ostatnich nagrań poruszyła temat finansów, zdradzając, jak wyglądały jej „zarobki” w zakonie i na czym polegało gospodarowanie pieniędzmi przez siostry.
Przede wszystkim siostry zakonne utrzymują się z tego, że same zarabiają na siebie. Jeśli byłam w domu, gdzie było bardzo kiepsko z finansami, zdarzało się, że nie dostawałam nic. Ale z reguły siostra musi poprosić przełożoną o to, żeby dała jej pieniądze, na przykład na buty czy coś podobnego. Powiem Wam szczerze, że dla mnie zawsze było to trudne, ponieważ kiedy byłam dzieckiem czy nastolatką, naprawdę nie przelewało się u mnie w domu. Praktycznie o nic nie prosiłam, bo wiedziałam, że tych pieniędzy po prostu nie ma.
Joanna przyznaje, że doświadczenia z dzieciństwa mocno wpłynęły na jej życie w zgromadzeniu:
Niestety, to przełożyło się na moje życie zakonne. Dla mnie strasznym wysiłkiem było powiedzieć o swoich potrzebach, co skutkowało tym, że mówiłam o nich tylko w ostateczności. Bardzo ważna rzecz, o której praktycznie nikt nie wie, jest taka, że z tych pieniędzy, które się dostawało, trzeba było się rozliczyć. Na przykład napisać, ile wydałam na jedzenie, a ile na bilety – czyli dokładnie rozliczyć kieszonkowe.
Kieszonkowe zakonnic
Siostry zakonne w Polsce często są zatrudnione w szkołach, przedszkolach, placówkach opiekuńczych czy biurach parafialnych. Formalnie mają umowy i otrzymują wynagrodzenie, ale pieniądze trafiają do wspólnej kasy zgromadzenia. Siostra nie może nimi swobodnie dysponować – każda potrzeba wymaga zgody przełożonej.
Dłuższy czas, kiedy byłam w zakonie, nie było tego w ogóle. A później, uwaga, pojawiła się zawrotna kwota 50 zł, z której nie musiałam się rozliczać. Wiem, że siostry normalnie na to się zgadzają. Na przykład jeśli dostawałam jakieś pieniądze, musiałam je oddać przełożonej – wszystkie pieniądze trafiają do wspólnej kasy.
Co ciekawe, mimo braku osobistych oszczędności, wiele sióstr angażuje się w pomoc potrzebującym – i to z własnych, często niewielkich środków.
Jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: oprócz tego, że siostry same zarabiają na siebie, bardzo często pomagają innym z tego, co same zarobią – podsumowuje Joanna.
Zobacz także: To nagranie z zakonnicą obejrzało już 6 milionów ludzi! Jej uroda powala
źródło zdjęć: