Niedawno w Puławach odbył się pogrzeb 46-letniego Marcina, który zginął w tragicznych okolicznościach po brutalnym ataku psów w lesie pod Zieloną Górą. Mężczyzna wracał ciężarówką z zagranicznego kursu, gdy podczas przerwy został zaatakowany przez trzy agresywne psy, które uciekły z pobliskiej strzelnicy. Ojciec ofiary nie kryje rozpaczy i domaga się sprawiedliwości, wzywając służby do rzetelnego wyjaśnienia sprawy i ukarania winnych zaniedbań: „Chcę, aby odczuł to, co zrobił” – mówi wprost, odnosząc się do właściciela zwierząt.
W cieniu ogromnej tragedii i szoku, 20 października w Puławach odbył się pogrzeb 46-letniego Marcina, który zmarł po brutalnym ataku trzech psów w lesie nieopodal Zielonej Góry. Mężczyzna był kierowcą ciężarówki, który wracał z zagranicznego kursu. Gdy zatrzymał się na odpoczynek w lesie przy trasie S3, nie mógł przewidzieć, że zwykły spacer w poszukiwaniu grzybów stanie się jego ostatnią wędrówką.
Wiadomo, że 46-latek zrobił postój na Miejscu Obsługi Podróżnych Racula, a następnie wszedł do pobliskiego lasu, by wykorzystać czas wolny. Tam jednak doszło do tragicznego spotkania z trzema dużymi psami, które wydostały się z terenu prywatnej strzelnicy.
Mimo obrażeń, mężczyzna zdołał jeszcze wezwać pomoc:
Syn wracał wtedy ciężarówką z Anglii. Miał przerwę 24 godziny, więc poszedł do lasu na grzyby. Po tym wszystkim jeszcze zdołał zatelefonować na 112, prosząc o ratunek. Leżał dwie godziny, ubrania miał rozerwane przez psy – mówił jego ojciec, pan Jerzy, w rozmowie z TVN Uwaga.
Z licznymi ranami kąsanymi trafił do szpitala w Zielonej Górze. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, jego życia nie udało się uratować. Zmarł 15 października.
Niebezpieczne psy były już wcześniej zgłaszane
Jak wynika z relacji mieszkańców okolicznych miejscowości, psy, które zaatakowały Marcina, nie po raz pierwszy były powodem niepokoju. Zwierzęta należą do byłego funkcjonariusza policji, który prowadzi prywatną strzelnicę w pobliżu miejsca tragedii. Od lat pojawiały się skargi, petycje i doniesienia, jednak, jak twierdzą mieszkańcy, nikt nie reagował.
Jednym z przypadków jest historia chłopca, który po pogryzieniu trafił na OIOM i stracił uszy. Według rodziny, zamiast pomocy, spotkały go zarzuty o wtargnięcie na teren prywatny. Właściciel psów nie poniósł wówczas żadnych konsekwencji.
W miejscu tragicznego ataku pracowała także pracownica schroniska dla zwierząt w Zielonej Górze, która opisała, co zastała na miejscu:
Podjechałam samochodem, jeden z psów leżał w krzakach. Była tam też dwójka rowerzystów, którzy wcześniej zadzwonili do nas ze zgłoszeniem, że znaleźli psa, który jest trochę we krwi – relacjonuje Dominika Gręzicka.
Mieszkańcy twierdzą również, że sama strzelnica od lat budzi kontrowersje. Pojawiały się zarzuty dotyczące braku zabezpieczeń, hałasu, a nawet pocisków znajdowanych w pobliskim lesie.
Śledztwo prowadzi zielonogórska prokuratura, która postawiła właścicielowi psów zarzuty narażenia na utratę życia i nieumyślnego spowodowania śmierci. Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu 53-latka.
Śledczy analizują również wcześniejsze incydenty z udziałem tych samych psów, by ustalić, czy nie doszło do zaniedbań, które mogły doprowadzić do śmierci Marcina.
Ojciec zagryzionego Marcina apeluje o sprawiedliwość
Pan Jerzy, ojciec zmarłego, nie kryje bólu, żalu i rozczarowania:
Mam żal. Liczę, że przeprowadzone zostanie sprawiedliwe śledztwo i zrobią porządek z takim człowiekiem. Chcę, aby odczuł to, co zrobił
Społeczność Puław oraz internauci w całej Polsce domagają się pełnego wyjaśnienia sprawy oraz realnych konsekwencji dla właściciela psów, którego zaniedbania,według wielu, nie zostały powstrzymane na czas.
ZOBACZ TAKŻE: Dramat przy przystanku: Pies rzucił się na 3-latka!
źródło: Uwaga, źródło zdjęć: Canva