Groza w Tatrach. Wchodzili z dzieckiem na Rysy, nie wiedzieli jak zejść

Nieprawdopodobna sytuacja w Tatrach po słowackiej stronie granicy. Dwójka turystów – prawdopodobnie z Litwy – próbowała zdobyć Rysy, niosąc ze sobą kilkumiesięczne dziecko. Jak się okazało, byli kompletnie nieprzygotowani do tak trudnej wyprawy. Dopiero interwencja polskiego przewodnika i słowackiego ratownika zapobiegła tragedii.

Szok w Tatrach. Wchodzili na oblodzone Rysy z niemowlęciem na rękach!

Do zdarzenia doszło w niedzielę, gdy tatrzański przewodnik Szymon Stoch wybrał się na Rysy od strony Słowacji. W pewnym momencie zauważył młodą parę z niemowlęciem, która – mimo oblodzonego szlaku i braku odpowiedniego wyposażenia – wspinała się w stronę szczytu.

Spotkałem ich mniej więcej na jednej piątej drogi. Początkowo sądziłem, że idą tylko do pierwszego progu, ale kiedy powiedzieli, że planują zdobyć Rysy, zamarłem z wrażenia – relacjonował Stoch w mediach społecznościowych.

Według jego relacji, rodzice mieli przy sobie jedynie mały plecak i parę raczków, które zamiast przylegać do butów, „latały” przy każdym kroku. Nie mieli raków, kasków ani czekanów – sprzętu absolutnie niezbędnego przy tak trudnych warunkach.

Zdjęcie Groza w Tatrach. Wchodzili z dzieckiem na Rysy, nie wiedzieli jak zejść #1

Ostrzeżenia, które zlekceważyli

Stoch oraz napotkany po drodze słowacki ratownik błagali turystów, by zawrócili. Ich apele jednak nie przyniosły skutku – rodzina uparła się, że chce dojść na sam szczyt.

Powiedziałem im, żeby chociaż doszli do stawu i na tym skończyli, ale nie posłuchali. Byli zdeterminowani – wspomina przewodnik.

Kiedy dotarli na wierzchołek, warunki stały się jeszcze trudniejsze. Szlak był oblodzony, a zejście wymagało doświadczenia i umiejętności posługiwania się sprzętem wspinaczkowym. Wtedy rodzice zrozumieli, że nie wiedzą, jak zejść z powrotem.

„Nie mamy ubezpieczenia” – odmówili wezwania pomocy

Jak podaje portal Tatromaniak, para odmówiła wezwania ratowników, ponieważ nie miała wykupionego ubezpieczenia górskiego. Na Słowacji za akcję ratunkową trzeba zapłacić, dlatego turyści bali się ogromnych kosztów.

Niektórzy świadkowie relacjonowali, że obcokrajowcy próbowali nawet zamienić się sprzętem z innymi turystami – oferowali swoje raczki w zamian za solidne raki. Nikt jednak nie zgodził się na taki ryzykowny pomysł.

Ostatecznie Szymon Stoch wziął niemowlę na ręce i sam sprowadził je w bezpieczne miejsce. Rodzice podążyli za nim, dzięki czemu wszyscy zeszli z gór bez obrażeń.

ZOBACZ TAKŻE: 15-miesięczne dziecko zmarło w żłobku. Prokuratura ujawnia nowe ustalenia

„To skrajna nieodpowiedzialność” – komentują przewodnicy

Zachowanie pary potępił inny tatrzański przewodnik, Tomasz Zając, który nie krył oburzenia:

Wchodzenie z niemowlakiem na Rysy to skrajnie nieodpowiedzialny czyn. Nawet w idealnych warunkach nie zabiera się tak małego dziecka w tak wysokie góry.

Zając przypomina, że obecnie warunki w Tatrach są bardzo trudne – szlaki są oblodzone, a pod szczytem śnieg jest twardy jak lód.

Wystarczy jeden poślizg, by skończyło się tragedią – tłumaczy.

„To wyjątek, nie reguła”

Doświadczeni przewodnicy uspokajają, że większość turystów w Tatrach jest dziś znacznie lepiej przygotowana niż jeszcze kilka lat temu.

Takie sytuacje zdarzają się rzadko. Większość ludzi ma odpowiedni sprzęt i świadomość zagrożeń – mówi Zając. – Problem pojawia się w okresach przejściowych, gdy w Zakopanem nie ma śniegu, a ludzie myślą, że w wyższych partiach gór też jest bezpiecznie.

Choć tym razem nie doszło do tragedii, eksperci podkreślają, że historia z Gąsawy powinna być ostrzeżeniem dla innych rodziców i turystów. Góry nie wybaczają błędów, a brak odpowiedniego przygotowania może zakończyć się tragedią – zwłaszcza, gdy w grę wchodzi życie dziecka.

źródło zdjęcia: Facebook/ Tatromaniak

Udostępnij: