Zgotował mi piekło. Mąż bił mnie latami. Gdy zbliżył się do dzieci, nie wytrzymałam

Nie spodziewałam się, że w życiu doświadczę takiego bólu. Pierwszy raz mąż podniósł na mnie rękę krótko po ślubie, a potem bił już notorycznie. Gdy zaczął był agresywny także w stosunku do naszych dzieci, nie wytrzymałam.

    Tadeusza poznałam ponad 25 lat temu. Naprawdę się kochaliśmy i nie widzieliśmy poza sobą świata. Zaszłam w ciążę jeszcze przed ślubem. Nasza Kasia miała rok, gdy przysięgaliśmy sobie dozgonną miłość przed ołtarzem.

    Pierwsza ciąża była wpadką. Mój mąż nie był zadowolony, że tak szybko zostaliśmy rodzicami. Często mówił, że chciał pożyć własnym życiem, podróżować, a dzieci będą nam to utrudniać. Nie ukrywam, że Tadeusz lubił zaglądać do kieliszka. Na naszym ślubie ledwo trzymał się na nogach. Gdy zwróciłam mu uwagę, żeby się chociaż przewietrzył, już wówczas mocno na mnie naskoczył.

    Dwa miesiące później okazało się, że jestem w ciąży. Mój mąż nie cieszył się, że będziemy mieć drugie dziecko. Kasia był jeszcze mała, a za kilka miesięcy w domu miało pojawić się kolejne dziecko. Żeby odreagować, zaczął coraz częściej wieczorami wychodzić z kolegami. Gdy którego dnia wrócił, w wyniku furii zaczął krzyczeć i rzucać wszystkim, co wpadło w jego ręce. Nie mogłam go uspokoić, ale próbowałam go wyciszyć, żeby nie obudził naszej córki. Wtedy Tadeusz pierwszy raz rzucił się na mnie z rękami.

    Zobacz także: Andrzej Zaucha wdał się w romans z mężatką. Został zastrzelony z rąk jej męża

    Następnego ranka go wytrzeźwiał i zobaczył moją posiniaczoną twarz, od razu zaczął przepraszać i obiecywał, że to się nigdy więcej nie podwórzy. Oczywiście skłamał. Mimo, że byłam w ciąży, nie przeszkadzało mu tłuc mnie już niemal codziennie. Sama sobie tłumaczyłam, że stres, nerwy, obowiązki. Musi jako odreagować.

    Tadeusz nigdy nie podnosił ręki na dzieci, ale zmieniło się, to gdy młodszy syn wrócił z przedszkola, a jego wychowawczyni powiedziała, że ugryzł inne dziecko. Wtedy uznał, że agresję wbije mu z głowy… agresją.

    Tego samego dnia spakowałam nasze rzeczy i wyprowadziłam się do swoich rodziców. Robiłam, co mogłam, żeby mój mąż nigdy się już do nas nie zbliżał. Tadeusz obiecywał, że się zmieni, że pójdzie na terapię. Nie mogłam się na to zgodzić i nie wierzyłam w ani pół jego słowa. Dziś nasze dzieci są już dorosłe i nie mają kontaktu ze swoim ojcem i wcale nie żałują. Ja w końcu jestem szczęśliwa, ale trauma i wspomnienia tego, co działo się przez lata w moim życiu, nigdy mnie nie opuszczą.

    Udostępnij: