Choć dziś jest jedną z najbardziej uznanych polskich aktorek, reżyserką i ikoną rodzimej kultury, Krystyna Janda w swoim najnowszym wywiadzie postanowiła pokazać bardziej osobistą stronę. W rozmowie z Maciejem Orłosiem w programie „Daję słowo” opowiedziała o swoim dzieciństwie, które mimo że pochodziła z inteligenckiej rodziny, dalekie było od beztroskiego.
Krystyna Janda to jedna z najwybitniejszych i najbardziej cenionych polskich aktorek teatralnych i filmowych, a także reżyserka, felietonistka i założycielka Teatru Polonia oraz Och-Teatru w Warszawie. Od lat uznawana jest za ikonę polskiej kultury, publiczność pokochała ją m.in. za role w filmach „Człowiek z marmuru”, „Przesłuchanie”, „Kochankowie z Marony” czy „Tatarak”. Janda znana jest nie tylko z ogromnego talentu aktorskiego, ale i z charyzmy, odwagi w wyrażaniu opinii oraz bezkompromisowości, zarówno na scenie, jak i w życiu prywatnym.
Ostatnio aktorka udzieliła szczerego wywiadu w programie Macieja Orłosia „Daję słowo”, w którym wróciła wspomnieniami do swoich wczesnych lat. Opowiedziała o dzieciństwie, które mimo że spędzone w inteligenckiej rodzinie, dalekie było od typowego.
Krystyna Janda o dzieciństwie
Krystyna Janda przyszła na świat w rodzinie inżyniera Ryszarda Jandy, mającego czeskie korzenie. Choć dorastała w rodzinie z tradycjami i ambicjami, jej wczesne lata wyglądały zupełnie inaczej, niż można by się spodziewać. Po narodzinach młodszej siostry rodzice przeprowadzili się do Ursusa, gdzie czekała ich praca i nowe obowiązki. Ją samą pozostawiono pod opieką dziadków w Starachowicach, gdzie spędziła pierwsze siedem lat swojego życia.
Dziadkowie mieszkali przy ulicy Martenowskiej, w miejscu, które w latach 50. tętniło spokojem i sąsiedzką solidarnością. To właśnie tam jak wyznała aktorka, znalazła swoje pierwsze „rodzinne” ciepło, choć nie w klasycznym rozumieniu.
Nie zazdrościłam siostrze, że jest z rodzicami, ponieważ mną się zajmowała właściwie cała ulica — przyznała Janda.
Jak wspomina, Martenowska była wówczas ulicą zamieszkaną niemal wyłącznie przez osoby starsze, a ona jako jedyne dziecko, stała się ich oczkiem w głowie.
Zajmowali się mną wszyscy, chodzili na spacery, opowiadali o partyzantce w lasach kieleckich. Chodziłam z dziadkiem na grzyby, ciotki mi szyły sukienki, krochmaliły halki, byłam taką laleczką całej tej ulicy starszych ludzi. Najważniejsza rzecz była taka, że wszyscy mnie bardzo kochali, to jest bagaż na całe życie — wspominała aktorka.
Kiedy Janda przeprowadziła się do Ursusa, jej życie zmieniło się diametralnie. W domu rodzinnym nie było już czasu na beztroskę, rodzice ciężko pracowali, a córki musiały szybko nauczyć się samodzielności.
Potem zjawiłam się w Ursusie, zawieszono mi i mojej siostrze klucz na szyi i musiałyśmy zacząć żyć razem w samotności, bo moi rodzice pracowali na dwóch etatach, a mama wymagała, żebyśmy już zaczęły sprzątać, gotować — wspominała Janda.
Mimo trudnych warunków i braku rodziców w codziennym życiu, aktorka nigdy nie wypowiada się o tamtym czasie z żalem. Wręcz przeciwnie, uważa, że doświadczenia z dzieciństwa, zarówno te piękne, jak i trudne, uformowały ją jako człowieka i pozwoliły zrozumieć innych.
Choć Krystyna Janda od dekad jest symbolem silnej, niezależnej kobiety, jej słowa pokazują, że fundamentem tej siły były miłość i opieka, jakich doświadczyła od ludzi wokół siebie. Nie rodziców, lecz całej społeczności, która traktowała ją jak własne dziecko.
Dziś aktorka otwarcie mówi, że to właśnie ta miłość i wspólnota nauczyły ją empatii, wartości, którą przeniosła zarówno do życia prywatnego, jak i artystycznego.

Zobacz także: "Wiedzą, że tata ma coś w główce" - Anita z „ŚOPW” o trudnych rozmowach z dziećmi
źródło zdjęć: Autorstwa Adrian Gryciuk - File:Jan_Englert_Krystyna_Janda_Joanna_Szczepkowska_2019.jpg, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=92100964