Od kiedy pamiętam, miałam problem z utrzymaniem wagi. Mimo iż kontrolowałam spożywane posiłki, dodatkowe kilogramy były moją zmorą. Po ciąży problem jeszcze bardziej się pogłębił. Mój mąż, wiedząc, że jest to mój największy kompleks, naśmiewał się z tego, jak wyglądam.
Problemy z nadwagą zaczęłam mieć już w podstawówce. Gimnazjum do dziś wspominam jako największą traumę w moim życiu. Nie dość, że mój organizm wszedł w okres dojrzewania, co wiązało się z licznymi zmianami, mój nie najlepszy wówczas wygląd był polem do śmiechu dla rówieśników. Wyzywania, przezwiska w moją stronę były na porządku dziennym.
W liceum sporo się zmieniło, a moja waga zaczęła się normować. Faktycznie pomogły w tym zbilansowana dieta i regularne treningi, ale utrzymanie wagi było dla mnie sporym wyzwaniem, przede wszystkim także i psychicznym.
Mojego męża poznałam już na studiach i szybko się w sobie zakochaliśmy. Wiedział o mojej przeszłości i o tym, jak odbiło się to na mojej psychice. Nigdy się z tego nie naśmiewał i myślałam, że w pełni to rozumie.
Gdy zaszłam w ciążę, zaczęłam drastyczne tyć. Z tygodnia na tydzień przybierałam na wadze i mimo iż cieszyłam się, że wkrótce zostanę mamę, mój wygląd spędzał mi sen z powiek. Niestety po ciężkim porodzie szybko nie mogłam wrócić do aktywności fizycznej, a gdy już zaczęłam ćwiczyć, waga stała w miejscu, a zwiotczały brzuch nie chciał mnie opuścić.
Po kilku miesiącach stało się coś, co poniekąd złamało mi serce. Mój mąż, który w teorii miał mnie wspierać, zadrwił z tego, jak wyglądam przy naszych wspólnych znajomych. Śmiał się, że jestem teraz otyła i ciężko mnie nawet objąć…
Te słowa zabolały mnie jak nigdy. Mimo iż nie raz słyszałam obelgi kierowane w swoją stronę, nie sądziłam, że dopuści się tego tak bliska mi osoba.
Zobacz także: 5 zdań, które mogą zniszczyć wasz związek. Pod żadnym pozorem ich nie wypowiadaj!
Mój mąż udaje, że nic wielkiego się nie stało. Chociaż powiedziałam mu wprost, że jego zachowanie było okrutne, wciąż uważa, że przesadzam i wyolbrzymiam jego „niewinny żart”.