
Krzyczeć, ale do kogo? To był naprawdę jedyny problem całego ...
Krzyczeć, ale do kogo? To był naprawdę jedyny problem całego mojego życia.
Wróciłam do domu i płakałam, nie
mogłam się w ogóle uspokoić. Tak bardzo
zachciało mi się żyć, i to żyć normalnie.
Czyjeś cierpienie, choćby najdotkliwsze, nie napełnia serca tak jak własne, choćby najmniejsze.
Człowiek cierpi, ponieważ miłuje cierpienie. Zawsze chowa to pod pączkiem swego serca. Często chowa głęboko, na samym dnie. Cierpienie jest początkiem wszystkiego, człowiek nie może bez niego żyć, on jest nauczycielem ludzi. Cierpienie jest jedynym skutkiem, jedynym przyczynkiem siły, czystego, niezmąconego szczęścia.
Cierpienie jest nieuniknione, ale czy musimy w nim tkwić? Czy nie możemy z tej ciemności wydobyć choćby krzty światła, które naprowadzi nas na odpowiednią ścieżkę?
Łzy oczyszczają i pomagają rozładować
złe emocje. Inaczej przyszłoby zwariować.
Potem zawsze jest lżej.
Nie wiem, czy jest gdzieś limit cierpień przypadający na jednego człowieka. Podobno dostajemy ich tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć.
I przyszła jakaś dziwna tęsknota. Łajdaczka nieproszona. Za czymś, co jeszcze się nie zaczęło. Za smakiem, którego nie zdążyły poznać usta. Za dłonią, w której nie znalazła się dłoń. Za zapachem, który nie obiegał serca.
Jest tylko jeden naprawdę szlachetny ból - ból sympatii z cierpieniem innych. Wszystko inne jest ukrytym strachem przed cierpieniem.
Nie ma takiego bólu, którego by dusza nie mogła sprostać. To jest klęska ducha, która prowadzi do pełzania, nie ciało cierpi, dusza cierpi.
Choć najbardziej mieli wesprzeć
Ci mocno zdeklarowani.
Nie zrobili nic.