
Tego bólu nie da się opisać. Fizyczny... duchowy... metafizyczny... jest ...
Tego bólu nie da się opisać. Fizyczny... duchowy... metafizyczny... jest wszędzie, wsącza się do mego szpiku.
Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.
Być na świecie to nie przelewki.
Wszystko ma konsystencję oprócz mnie. Ja gdzieś zniknąłem.
Na złodziei najlepiej działa granat umieszczony w walizce: urywa łapy razem z głową.
Padnie za wiele kłamstw, a potem nagle nie ma już prawdy, do której można wrócić.
Zaniechanie czynu też jest czynem.
Kiedy jest dużo pracy, nie ma przynajmniej czasu na myślenie.
Chciałabym, żeby mój cień wstał i szedł obok mnie.
Tylko śmierć jest gwarancją spokoju.
Powrócą jeszcze raz dni, tygodnie, lata spędzone tu, na froncie, a wówczas powstaną z martwych nasi koledzy i będą maszerować z nami, w naszych głowach zapanuje jasność, będziemy mieć cel i będziemy tak maszerować, nasi martwi koledzy obok nas, lata na froncie za nami - ale przeciwko komu, przeciwko komu?