
Pamiętaj, że kochamy się do szaleństwa, więc możesz mnie całować, ...
Pamiętaj, że kochamy się do szaleństwa, więc możesz mnie całować, kiedy tylko zechcesz.
[...] jesteśmy uosobieniem nadziei w świecie, w którym jej brak.
Ironia życia leży w tym, że żyję się do przodu, a rozumie do tyłu.
Musimy pozbyć się życia, jakie zaplanowaliśmy, aby mieć życie, które na nas czeka.
Tej nocy wdrapię się na księżyc, ułożę się na rogaliku jak w hamaku i wcale nie będę musiał zasypiać, żeby śnić.
Zrozumiałem, że życie to potępienie.
Wieczne rozpoczynanie wszystkiego od nowa.
Od życia nic się nie należy. Trzeba
samemu brać to, co się chce.
Nie chodzi o to, co robimy, ale jakimi motywami się kierujemy.
Moja miłość miała na imię Tanja. Była Niemką o słowiańskim imieniu. Skąd u jej rodziców taki wschodni sentyment? Czyżby słabość do wspólnej polityki (pakt Ribbentrop–Mołotow…)? Już samo jej imię, Tanja, nosi w sobie nutę nostalgii jak rosyjskie piosenki o tęsknocie i samotności, jak stepy akermańskie, jak mickiewiczowskie: „(…) jedźmy, nikt nie woła…
Nadchodzi wiosna, wiosna znikomych nadziei.
Żeby odejść od siebie, też trzeba się spotkać.