Cierpienie jest na pewno rodzajem sensu. Bezsens przecież nie boli. ...
Cierpienie jest na pewno rodzajem sensu. Bezsens przecież nie boli. Bezsens jest obojętnością.
(...) na radość życia składają się takie właśnie drobiazgi, a nie rzeczy wielkie.
Stworzyć niezbity fakt z pajęczyny domysłów.
- Rose jest twarda. Poradziłaby sobie.
- Nie widziałeś, jak cierpiała – odparła z uporem. –
Płakała.
- I co z tego? Wszyscy czasem płaczą. Ty również.
- Ale nie ona.
Po cholerę dręczyć się spoglądaniem na zakazany owoc, zwłaszcza gdy owoc ten ochoczo spada w obce ramiona.
W mroku dzieją się ciekawe rzeczy... czasami.
Nie masz numerka w systemie - nie ma cię na świecie...
Przez kilka kolejnych dni odkrywam, dlaczego za symbol miłości uznaje się serce. Naukowo rzecz biorąc, kocha się przecież mózgiem.
A jednak nikt nie rysuje pofalowanych półkul mózgowych, gdy jest zakochany. Teraz wiem dlaczego. Bo gdy się cierpi z miłości, naprawdę boli w klatce piersiowej.
To jest prawdziwy, fizyczny ból.
Albo może raczej okropny ciężar.
Wszystko jest prawdziwe, jeśli wierzy w to wystarczająca ilość ludzi.
Od dzisiaj jestem pokryta teflonem - wszystko po mnie spływa, nic nie zostaje.
Lepiej jest sto łez otrzeć jak jedną wycisnąć.