
...w końcu miłość to wiara, a każdą wiarę poddaje się ...
...w końcu miłość to wiara, a każdą wiarę poddaje się próbie.
Pozostaje z pustym kieliszkiem i czymś trudniejszym do napełnienia w środku. Czuje się już tylko nawozem pod roślinę, jaka często przekwita na grobie zwiędłej miłości. To rzadka roślina, a nazywa się szczęście.
Rozwiązanie słuszne to nie zawsze rozwiązanie oczywiste.
A czasami coś jednym wydaje się słuszne, innych rani.
Doszukiwanie się w czymkolwiek sensu to specjalność nie tyle naiwniaka, ile masochisty.
Jesteś moją radością, wiesz?
Wreszcie nabrałeś rozumu. Wiedziałam, że tak będzie. Ostatecznie jesteś ze mną spokrewniony.
Źli ludzie nie trzymają kotów, to zwierzęta bardzo wyczulone na fałsz.
Biegnę, kiedy wstaje świt. Biegnę brzegiem morza, boso.
Biegnę w pulsie mojej krwi. Biegnę z wiatrem mego losu.
Biegnę lekko i bez planu. Biegnę długo, biegnę chciwie.
Biegnę w rytmie oceanu. Biegnę wdzięczny i szczęśliwy.
Szczęśliwy, bo słyszę głos. Głos wiatru, piasku i fal.
On uspokaja mnie, że właśnie tak miało być.
I mam nie pytać już. Bo tylko tak mogło być.
Tylko tak.
Nadzieja na braterstwo, do którego oświecona elita może przymusić lud dekretem, stanowi naturalna podstawę dla totalitarnej tyranii.
W końcu rany po ludziach, którzy odeszli, najszybciej goją się w osiedlowych barach.
Spokój to pewność, że pochwycisz moją rękę, gdy wyciągnę ją do ciebie.