Nosimy grymasy śmiejącej się śmierci.
Zeszłej nocy wykrwawiałem się na śmierć na jej tarasie. Mógł mnie uratować ktokolwiek. Dziś pragnąłem czegoś więcej niż ocalenia.
Co zatem powinienem zrobić z moimi ustami? Z moją nocą? Z moim dniem?
On był równie delikatny jak jesienny motyl czekający, aż zniszczy go pierwszy mróz.
Pocałowała mnie mocniej, dysząc ciężko; ukąsiła mnie w dolną wargę. Do diabła, to było niesamowite.
Zróbcie coś dla mnie - nigdy się nie zmieniajcie.
Książki są bardziej prawdziwe, jeśli czyta się je na zewnątrz.