Kocham szarość, mrok i ciemność nocy, lubię być sam, a ...
Kocham szarość, mrok i ciemność nocy, lubię być sam, a za najodpowiedniejsze towarzystwo uznaję własne myśli.
Jakże piękny wydawał się świat, dopóki nie był prawdziwy...
Śmieszne, jak mało czasami się widzi i rozumie, choć człowiek myśli, że wie już wszystko.
Ludzie patrzyli z daleka, bo z daleka łatwiej patrzeć na taką rozpacz.
Teoria to praktyka bezradnych.
Nic tak nie łączy ludzi jak rozpacz. Nic tak nie zbliża nas do siebie jak smutek.
Ale to, że coś jest oczywiste nie oznacza jeszcze, że jest prawdą.
Jeśli kogoś kochamy, chcemy poznać nie tylko duszę, ale i ciało ukochanego. Czy to takie ważne? Nie wiem, pewnie przemawia przez
nas instynkt. W tej kwestii trudno przewidzieć własne reakcje albo wyznaczać sobie granice.
Najwspanialsze jest odkrywanie, kiedy onieśmielenie ustępuje miejsca śmiałości, a ciche jęki zmieniają się w krzyki i przekleństwa. Tak, przekleństwa. Kiedy kocham się z mężem, chciałabym słyszeć „niecenzuralne” słowa.
Zamiast tego padają pytania: „nie za mocno?”, „nie za szybko?”, „nie za wolno?”. To bardzo krępujące, chociaż może w pierwszej fazie związku niezbędne i świadczy o wzajemnym szacunku. Aby stworzyć idealną, intymną więź, trzeba ze sobą dużo rozmawiać, bo nie ma nic gorszego od frustrującego milczenia i pruderii.
Idziesz albo umierasz, taki jest morał tej opowiastki.
To nie kwestia tego, kto mi pozwoli. Kwestia tego, kto mnie powstrzyma.
Większość rzeczy na tym świecie została stworzona przez ludzi, którzy wytrwali kiedy zdawało się, że nie ma już nadziei.